Muzyka

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 20 : Plan niby idealny, ale nie

~~~~Perspektywa Whitney~~~~
Kilka godzin przed atakiem Virgila



Długo myślałam nad planem zemsty na tym rudzielcu, a tu taka niespodzianka, jej ojciec ma wypadek i trafia do szpitala. Biedna Pepper zostanie sierotką i już nikt jej nie obroni przede mną, będę mogła w spokoju się jej pozbyć i Tony znów będzie należał do mnie, tylko do mnie i nikt już nigdy mi go nie odbierze. Z szuflady biurka wygrzebałam maskę, a z szafy wyciągnęłam swój czarny kombinezon. Poczekam tylko jak się ściemni i zakradnę się do Stark International, potrzebuję kilka rzeczy z sejfu Starka i laboratorium i mogę iść do szpitala. Mamy jesień więc około siedemnastej powinno się zacząć ściemniać, więc muszę wyruszyć. Było po siedemnastej wyszłam na dach swojego domu i sprawdzałam czy mam wszystko co mi potrzebne do wejścia do firmy. Biegłam po dachach, aż w końcu dotarłam. Przez lornetkę sprawdziłam czy teren przed firmą jest czysty. Przed budynkiem stało kilku ochroniarzy, chyba cza skorzystać z tylnego wejścia. Sunęłam się po ścianie na linie, do drzwi przyczepiłam pluskwę, która wysadziła zamek i mogłam wejść do środka. Sejf znajdował się na pierwszym piętrze, gdzie jest najwięcej ochrony, przez którą muszę się przedrzeć nie zauważona. Czyżby tu szedł nas kochany O' Brian, sługusek tatusia.



Whitney: Dzień dobry, a może raczej dobranoc



O' Brian: Co ty tu robisz ? Zaraz wezwę ochronę



Whitney: Raczej nie






  
Poraziłam go paralizatorem i padł, a ja przyjęłam jego formę. Szłam wzdłuż korytarza odsyłając gdzieś agentów  dając im fałszywy alarm, zostawiłam tylko tego co ma hasło do sejfu.



Whitney: Ty zostań i otwórz mi drzwi, pan Stane prosił bym mu przyniósł pewną rzecz



Ochroniarz: Już się robi panie O' Brian



Whitney: Dziękuję



Także potraktowałam go paralizatorem i wciągnęłam do środka. W środku znalazłam broń oraz jakiś latający dysk, po czym kierowałam się na piąte piętro do laboratorium tym razem zmieniając się w jakąś kobietę, która tam pracowała. Do kieszeni chowałam różne przydatne  ubstancję by przyrządzić substancję, która spowoduję zatrzymanie się serca. Znalazłam wszystkie potrzebne substancję. Wyszłam z laboratorium i z firmy, udało mi się. Ściągnęłam maskę, szłam w stronę domu by tam w spokoju sporządzić. Już prawie koniec, teraz tylko czekać by wszystko dobrze się złączyło. Po 22 tata wrócił z pracy. Jak zawszę nawet nie zwrócił na mnie uwagi, traktuję mnie jak powietrze, a jak już to tylko mnie poniża. Ja bardzo podziękuję za takiego ojca, jeszcze pożałuje, że tak mnie traktował. Nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha, a co dopiero przytulił. Schowałam szkatułkę z substancją pod łóżko. Rano jak tylko ojciec wyjdzie do pracy ja pójdę do szpitala na małe odwiedzinki do agenta Pottsa.



Następny dzień



Było po 4 leżałam w łóżku i słyszałam jak za ścianą wstaję mój ojciec. Koło 5 wyszedł z domu, jako szef bardzo szybko do niej wychodzi, ale to lepiej dla mnie. Ubrałam strój i wyciągnęłam z pod łóżka szkatułkę. Wyszłam przez okno zmierzając do szpitala, gdzie leży mój cel. Dotarłam tam w niecałe pół godziny zmieniając się w pielęgniarkę weszłam do środka. Na liście chorych znalazłam nazwisko i numer sali. Virgil Potts sala 201, o rudy szympans też tu jest, ale nim zajmę się kiedy indziej. Weszłam do jego sali mijając się z lekarką, która nic nie podejrzewała. Podeszłam do niego zmieniając się już w siebie.



Whitney: Haha, dzień dobry panie Potts, był pan cudownym agentem, ale na każdego przychodzi pora. Czasami za późno, czasami za wcześnie, ale teraz czas na pana



Virgil: Kim...kim ty... jesteś ? Czego chcesz ?



Whitney: Jestem twoim koszmarem, ostatnim co zobaczysz w swoim życiu, twoją śmiercią. Jestem Madam Mask i pragnę zemsty na pana córce, pragnę się pana pozbyć



Virgil: Nie waż się nawet jej tknąć



Whitney: Bo co mi zrobisz dziadziusiu ?



Do kroplówki wlałam zwartość flakonika ze szkatułki. Po czym wymknęłam się ze szpitala. Na szczęście nikt mi mnie nie zauważył, bo nikt ni wezwał ochrony. Weszłam na przeciwny dach by obserwować czy coś się dzieje. Po chwili przed szpital wyszedł Tony, a mi w głowie siedział widok mnie i jego już na zawszę.



Whitney: Już nie długo będziesz mój   



Tony wrócił z powrotem do szpitala, a ja do domu, muszę obmyślić plan co dalej. Teraz muszę odsunąć Starka od Potts i zadać jej ból, będę powoli ją męczyć, dręczyć aż po woli z bólu skona.



~~~~Perspektywa Pepper~~~~



Nie wiedziałam co się dzieje, nie mogłam pozbierać myśli. Siedzę z Tonym w sali, przychodzi do nas lekarka i mówi, że z tatą jest już wszystko dobrze, a gdy idę do niego dostaje jakiegoś ataku, nie wiadomo skąd późnij go inkubują, a ja znów czuję ten strach, znów jestem w klatce. Nie mam wyjścia, znów zaczynam płakać, czuje się bez silna, nie mogę nic zrobić. Siedzę teraz na korytarzu, a obok mnie Tony trzymający moją dłoń w akcie, że jest przy mnie i wspiera mnie. Po kilku minutach z sali wyszła doktor Anna, a za nią Ho. Razem z Tonym podeszłam do lekarzy by dowiedzieć się co z tatą.



Anna: Pepper, spokojnie oddychaj



Pepper: Jak mam być spokojna skoro nie wiem co z moim ojcem !!



Dr. Yinsen: Możesz być spokojna, z twoim tatą jest już wszystko dobrze. Za niedługo może opuścić już szpital



Tony: Widzisz Pepper już wszystko w porządku. Chodźmy może napić się herbaty, co ty na to ?



Pepper: Yhym..



Dr. Yinsen: Anthony co ty tu robisz ? Myślałem, że jak tylko dostałeś wypis od razu stąd wyszłeś



Tony: Ale teraz bardziej potrzebny jestem tutaj



Anna: Nawet nie wiesz jak bardzo



Poszliśmy z Tonym do barku i po raz kolejny kupił mi herbatę. Przynajmniej w tym wszystkim mam przyjaciela, na którym mogę zawsze polegać, ale jak znając życie ściągnę na niego wszelkie nieszczęście. Siadłam przy stoliku, a Tony podał mi kubeczek z herbatą w sumie to nie miałam na nic ochoty. Skrzyżowałam ręce na piersiach i wpatrywałam się w kubek z herbatą i rozmyślając co sę dzieje.



Tony: No to słucham



Pepper: Co ?



Tony: No słucham co cię gryzie ?



Pepper: Mnie ? Nic, nic takiego



Tony: Właśnie widzę



Pepper: Dlaczego tu jesteś ? Czemu mnie wspierasz ?



Tony: Jestem tu, bo jesteś moją przyjaciółką i zostanę z tobą do puki stąd nie wyjdziesz



Pepper: Nie zostaniesz, mówisz tak tylko by mnie pocieszyć. Takie coś jak przyjaźń w moim przypadku nie istnieje. Przekonałam się o tym już nie raz, tylko czekali aż się potchne by tylko mnie dobić !



Tony: Spokojnie Pepper, jestem przy tobie i będę do puki będę mógł



Pepper: Czyli przez chwilę. A gdzie Rhodyego zgubiłeś ?!



Tony: Właśnie w tej chwil czeka bez sensu czeka na mnie w zbrojowni, bo ja tracę tu czas by ciebie wspierać !!! A ty masz to wszystko w nosie !!



Pepper: To na co jeszcze czekasz idź do niego, idź do tej swojej puszki !!



Tony: No to idę



Tony wstał z krzesła przewracając je na podłogę, a mi do oczu cisnęły się łzy. Może źle zrobiłam wrzeszcząc na niego. Nie wytrzymałam łzy postanowiły wyjść, a ja postanowiłam dogonić Tonego i go przeprosić. Wstałam z miejsca, miałam gdzieś, że byłam w koszuli szpitalnej, miałam gdzieś, że jestem na boso, miałam gdzieś że na dworze padał deszcz i było zimno. Wybiegłam z szpitala by dogonić Tonego był już na końcu wjazdu do szpitala. Biegłam co sił w nogach i wołałam go. Odwrócił się, a ja rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam jeszcze bardziej płakać.









 
Pepper: Tony ja cię przepraszam, ty byłeś cały czas przy mnie, a ja...



Tony: Nie Pepper to ja przepraszam nie potrzebnie się uniosłem. Przeżywasz teraz ciężkie chwile, a ja na siłę staram ci się pomóc, gdy ty potrzebujesz spokoju. Ja już lepiej pójdę



Pepper: A jeżeli ja nie chcę, żebyś poszedł, albo ja chcę iść z tobą



Tony: No to zostanę z tobą, bo wątpię by cię wypuścili. A teraz wracajmy, bo się rozchorujesz



Wróciliśmy do szpitala, jak ja nienawidzę takich miejsc. Byłam tam kilka minut, a zmokłam do suchej nitki Tony miał kurtkę więc tak nie zmókł, wróciliśmy do mojej sali. Było mi strasznie zimno, więc pierwsze co zrobiłam to przebrałam się w suche ubrania i wskoczyłam pod kołdrę, Tony chciał usiąść na krześle, ale ja wskazałam mu miejsce koło siebie, posłuchał mnie i położył się koło mnie. Nie wiem czy tak zachowują się przyjaciele, ale tak czułam się lepiej. Leżałam, a szczęka sama mi latała.



Tony: Zimno ci



Pepper: No może troszeczkę



Tony: To nie było pytanie tylko stwierdzenie. Przytul się do mnie. Ja nie gryzę



Pepper: Ale czy tak się zachowują przyjaciele ?



Tony: Ale ty zimna jesteś. A co masz na myśli ?



Pepper: No leżą razem w łóżku, przytulają się w nim, spędzają  ze sobą tyle czasu



Tony: Myślę, że tak właśnie zachowują się  przyjaciele



Pepper: A z kim idziesz na bal Halloweenowy ?



Tony: Sam, a chciałem iść z tobą



Pepper: Na serio ? Ale ja już obiecałam Genowi, że z nim pójdę






Tony: Pepper ja muszę ci coś powiedzieć i to bardzo ważnego, ale nie gniewaj się na mnie



Pepper: No okej, obiecuję że nie będę na ciebie zła



Tony: Bo tak na prawdę Gene jest Mandarynem



Pepper: Teraz żartujesz sobie ze mnie. Wysłałam jednego ze swoich przyjaciół gdzieś do jakiegoś wymiaru. Więc jaszczur miał racje, żebym nie ufała starym przyjaciołom.



Tony: Przykro mi, ale to czysta prawda. Możesz mi uwierzyć, albo nie, ale ja też się z nim przyjaźniłem, uważałem za najlepszego przyjaciela tuż po Rhodym, a on wbił mi nóż w plecy



Pepper: To nie Gene, którego znam, a znam go od małego. Prawdę mówiąc to razem się wychowaliśmy, nasze matki się przyjaźniły, ale Zang i mój ojciec nie przepadali za sobą, więc po śmierci mojej mamy tylko ja trzymałam się z Genem, był zawsze obok gdy mi dokuczali, wspierał mnie najbardziej po śmieci mamy i w każdej innej sytuacji. Jednym słowem był dla mnie jak brat.



Tony: Ten Gene już dawno umarł. Teraz jest Gene zaślepiony władzą przejęcia pierścieni, gotowy posunąć się do najgorszego świństwa.



Pepper: Dzięki za ostrzeżenie



Tony: Ej, nie smuć się. Będzie dobrze



Pepper: Teraz już wiem, bo jesteś tu



Tony: I będę zawsze, gdy będziesz mnie potrzebować



Pepper: Dziękuje.           Za wszystko



Tony: Oglądamy coś ?



Pepper: Jak zauważyłeś nie ma tu telewizora



Tony: Wiem, ale ja mam telefon, a w nim wszystko



Pepper: No to oglądamy



Tony włączył jakiś film, w który się wciągnęłam. Był na prawdę fajny, ale co dobre to się szybko kończy, było już koło północy, a mnie oczy prawie same się zamykałam, poczułam, że Tony wstaję , a gdy spytałam gdzie idzie odpowiedział, że do toalety i, że zaraz wraca. Niestety nie wiem czy wrócił, bo zasnęłam.



~~~~Perspektywa Tonego~~~~



Wyszedłem do toalety, a gdy wróciłem Pepper już spała, przykryłem ją kołdrą i wyłączyłem telefon. Siedziałem obok jej łóżka i patrzyłem jak śpi, może ja faktycznie ją kocham ? Jak jest przy mnie to czuję się inaczej, nie umiem tego określić te uczucie, gdy ją pierwszy raz zobaczyłem, gdy mnie dotknie czuję się spokojniejszy. Gdy tak myślałem do sali weszła pielęgniarka. Pokazałem jej by była cicho, a ona tylko uśmiechnęła się i ostrożnie zamknęła drzwi. A mi si przypomniała rozmowa z doktor Anną, chyba pójdę z nią pogadać. Kierowałem się do jej gabinetu, ostrożnie zapukałem, bo nie chciałem jej przeszkadzać. Podziwiam lekarzy jak tak długo muszą tu siedzieć.



Anna: Proszę



Tony: Dobry wieczór, ja chciałbym porozmawiać o Pepper



Anna: O Anthony, siadaj. A co tam u niej ?



 Tony: Zasnęła, a  chciałbym się dowiedzieć czemu tak jest



Anna: Po tym jak dowiedziałam się o tej Makluańskiej krwi zrobiłam szczegółowe badania. I tu nie chodzi  o samom krew, ale to do czego jest potrzebna, czyli do uaktywnienia tych całych pierścieni. Pepper po prostu nie jest przygotowana na ich moc. Gdy uruchomi się cykl komórki krwi bardziej się uaktywniają, przez co robi się słabsza, a stres tylko to potęguje



Tony: A można coś z tym zrobić ?



Anna: Niestety nie. Nie wyczyścimy jej organizmu, ale możemy to zniwelować, czyli będzie używać pierścieni, ale nie będą tak na nią wpływać, ale tu jest kolejny problem






Tony: Jaki ?



 Anna: Nie wiem jak to zrobić



Tony: Mogę zobaczyć wyniki ?



Anna: Proszę bardzo



Tony: Jestem pewien, że ja już kiedyś wdziałem. Tak ja już na pewno to widziałem



Anna: Ale, jak ? Wiesz co czeba  zrobić ?



Tony: Tak wiem, ale muszę coś załatwić, a pani musi mi zaufać



Anna: Dobrze, postaram się



Wyszedłem z gabinetu lekarki i czym prędzej  musiałem dostać się do zbrojowni, gdyż takie coś widziałem tylko u jednej osoby, tak u Living Laser też takie miał. Czas złożyć wizytę T.A.R.C.Z.Y. a raczej Furemu. Muszę go poprosić o pozwolenie korzystania z tych  urządzeń co wtedy jak badałem Arthura. Ubrałem zbroje i wyleciałem na helikarier. Dostałem się do środka i poprosiłem o spotkanie z Nickiem. Wszedłem do bazy głównej, już czekał na mnie Fury



Fury: Co cię do mnie sprowadza Stark ?



Tony: Pamiętasz jak pomagałem Arthurowi Parxowi jak przez uprząż jego organizm był zatruty ?



Fury: No kojarzę, ale co to ma do rzeczy ?


Tony: Pewnie już wiesz, że pojawiła się mieście konkurentka Mandaryna



Fury: Tak przy okazji wysyłając go w inny wymiar



Tony: To moja przyjaciółka ona potrzebuję pomocy, bo inaczej umrze



Fury: I zapewne chcesz prosić o sprzęt badawczy

 
Tony: Tak. Proszę tylko ona będzie potrafiła je zniszczyć



Fury: Ale jak nabałaganisz to będziesz sprzątać



Tony: Dziękuję



Widziałem, że wahał się codo podjęcia decyzji, ale zgodził się. Wróciłem do szpitala by o wszystkim powiadomić lekarkę i do Pepper.  Powiedziała tylko bym przyszedł z nią jutro po wypis. Muszę rano o wszystkim ją powiadomić i jak najszybciej dostać się z nią na helikrier.



>>>>.......<<<<



Koniec rozdziału
Postaram się dodawać regularnie, czyli wtorki, czwartki, sobotę a nie raz w niedzielę