Muzyka

wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 22 : Czy to sen ?




~~~~Perspektywa Pepper~~~~



Obudziły mnie jakieś hałasy i straszliwy ból głowy. Ociężale wstałam z fotela by sprawdzić źródło hałasu i nie mógł być to nikt inny jak Tony, walący pięściami w konsole od komputera, pewnie nadal szuka odtrutki na pallad. Podeszłam do niego od tyłu i objęłam.



 Pepper: Tony wyluzuj, bicie komputera i tak tu nic nie da.

Tony:O Pepper, przepraszam, że cię obudziłem, ale mnie poniosło.

Pepper: Nic nie szkodzi i tak już miałam wstawać. Masz może coś na ból głowy ?

Tony: Niestety nie. A! na stoliku masz śniadanie i twój nowy przysmak

Pepper: Wielki mi to przysmak.

Tony: Działa trochę jak alkohol, więc możesz wielu spraw nie pamiętać i to też jest przyczyną bólu głowy.

Pepper:I to wszystko wyjaśnia. Jak tam ci noc minęła ?

Podeszłam do stolika by wżąć bidon z jakże przepysznym napojem po czym wróciłam na wcześniejsze miejsce i siadłam na fotelu by wysłuchać chłopaka. Miał rację, że nie pamiętam, a mianowicie nie pamiętam wczorajszego wieczoru, ale za to pamiętam sen, w którym tańczyłam z Tonym i on wtedy powiedział, że mu bardzo na mnie zależy na co odpowiedziałam mu tym samym.



Tony: Bardzo dobrze, spałem jak niemowlę, a ci ?



Pepper: Mi też, ale miałam bardzo dziwny sen



Tony: Mogę wiedzieć jaki ?



Pepper: Że widziałam co robi Rhodey na imprezie, a później tańczyliśmy tu na helikarierze



Tony:To nie był sen



Pepper: Na serio ?! Czyli...



Tony: Tak, ja cię kocham Pep



Nie mogłam w to uwierzyć on mnie naprawdę kocha, no chyba, że to znowu działanie chlorofilu, ale chcę prawdę, bo ja też go kocham. Pokochałam go od pierwszego wejrzenia, do dziś pamiętam jak lecieliśmy razem przez miasto, a potem wylądowaliśmy na czubku statuy wolności i patrzeliśmy na wschód słońca. To było niesamowite przeżycie tak jak te wczoraj i te teraz, każda chwila z nim jest niesamowita.



Pepper: Ja ciebie też i to nawet nie wiesz jak bardzo.



Tony: Chyba wiem, bo czuje to samo do ciebie



Te cudowną chwilę jak zawsze musiał ktoś przerwać to była jedna z agentek T.A.R.C.Z.Y , która przyszła sprawdzić co robimy po czym pewnie zdać szczegółowy raport Furyemu już se to wyobrażam "Anthony Stark i Virginia Potts nie pracują gdyż są zajęci wymianą śliny". Agentka nic nie powiedziała tylko przeszła się po skrzydle i wyszła zostawiając nas samych.



Tony: To na czym skończyliśmy ? A! tak



Znów nasze twarze zbliżyły się do siebie, ale odezwał się alarm, że Tony musi się naładować w tym celu musi lecieć do zbrojowni. Wyłączył alarm i wziął się z ubieranie zbroi, chciałam z nim lecieć więc przed wyjściem go zatrzymałam by na mnie poczekał, widziałam, że chce już coś powiedzieć by została, lecz nie pozwoliłam mu na to i ubrałam kurtkę. Wylecieliśmy z helikariera i po chwili byliśmy w zbrojowni, w której było zimniej niż na Grenlandii i on w takim zimnie chce ściągać koszulkę. Przecież się rozchoruję, a ja na to nie pozwolę.



Pepper: I ty masz zamiar siedzieć w takim zimnie



Tony: Nie. Zaraz powinno włączyć się ogrzewanie



Pepper: Yhym. Widzę, że myślałeś o zimie tworząc ją



Tony: Heh, tworzyłam ją po zimie, gdzie było dość zimno więc pomyślałem i o klimatyzacji na lato



Pepper: Mądra głowa



Ogrzewanie zaczęło działać, a Tony ładować. Usiadłam obok niego na kanapie po godzinie ładowania implant miał 100% i mogliśmy wracać na helikarier, gdy ubierałam kurtkę rozległ się alarm, a do zbrojowni wszedł Rhodey. Tony podszedł do komputera, był to kolejny pierścień Makluan, musimy jak najszybciej się tam znaleźć.

Pepper: Gdzie tym razem jest pierścień

Tony: Prawie na miejscu

James: Czyli w Ameryce Północnej ?

Tony: Tak w stanie Montana

Pepper: Czyli czeka nas wycieczka ?

James: Trzeba wymyślić jaką wymówkę dla mojej mamy

Pepper: I dla mojego

Tony:To wy coś wymyślicie, a ja załatwię samolot   

~~~~Perspektywa Tonego~~~~

Załatwiłem już nam samolot wylecimy jak już będzie ciemno. Wszystko było dobrze, ale coś wewnątrz mnie mówiło, że tak nie jest. Może Mandaryn powrócił ? A jeśli zrobi coś Pepper mają po trzy pierścienie, ale ich szanse nie są wyrównane, bo Pep jest przez nie osłabiona, a na niego nie mają one żadnego wpływu. Zapakowałem do plecaka potrzebne rzeczy i oczywiście zbroję i to jest chyba odpowiedni moment by War-Machine dać Rhodeyemu .

Tony: Macie już coś ?

Pepper: Że ja nadal jestem na helikarierze, a Rhodey nocuję u jakiegoś kumpla

Tony: A my mamy samolot o 19:30

James: Wysłałem mamie esemesa, jest na jakieś sprawie więc możemy iść wziąć jakieś rzeczy

Tony: To ty idź nas spakuj, a ja pójdę razem z Pepper po jej rzeczy

Pepper: Nie musisz idź spakuj siebie, a ja pójdę spakować siebie

Tony: Ale ja chcę iść z tobą

Pepper: To chodźmy

Wyszliśmy ze zbrojowni i skrótami szliśmy do jej domu, jej ojca nie ma więc powinno pójść szybko i bez tłumaczeń. Po kilku minutach byliśmy już w jej pokoju, pakowała do torby jakąś bluzkę i spodnie oraz ładowarkę, powiedziałem, że może jeszcze wziąć jakąś poduszkę i koc, bo po w samolocie nie ma. Gdy mieliśmy już wychodzić Pepper poszła do toalety, a jak wyszła to coś mi nie grało.

Tony: Skarbię, o co chodzi ?

Pepper: To nic ważnego

Tony: Przecież widzę. Mi możesz wszystko powiedzieć

Pepper: Coś to wszystko mi nie gra, mam jakieś złe przeczucia. Chyba się boję  

Tony: Nic się nie martw, jak coś będzie to zawszę cię obronię

Pepper: A jeśli ci coś się stanie ?

Tony: Ej mycha przecież jestem Iron Manem

Przytuliłem ją by dodać jej otuchy i żeby poczuła się bezpieczniej. Teraz nam chyba nic nie przeszkodzi. Odchyliłem jej głowę do góry i popatrzyłem jej prosto w oczy, widziałem w nich tyle troski, czy to możliwe, że to właśnie ona może być tą jedyną na całe życie ? Tak, to ona jestem przekonany, że będę ją kochać do końca swojego życia. Zbliżałem się powoli by ją pocałować, na początek delikatnie musnąłem jej usta, po czym przedłużyłem pocałunek, a ona odwzajemniła gest, na reszcie nikt nam nie przeszkadzał. Trwaliśmy tak przez kilka minut, gdy uznaliśmy, że musimy już wracać do Rhodeygo. Wziąłem jej torbę, a on zamknęła drzwi i wróciliśmy do zbrojowni, gdzie czekał Rhodey z naszymi rzeczami. Dałem mu War-Machin, który też zmieniał się w plecak, był nieźle zaskoczony i podobała mu się nazwa, więc nie chciał jej zmieniać, po drodze będzie miał czas by poczytać instrukcję.  Teraz wystarczyło zadzwonić po taksówkę by zawiozła nas na lotnisko. Po piętnastu minutach byliśmy na lotnisku, a do startu zostało dziesięć minut. Weszliśmy na pokład i zajęliśmy miejsca Rhodey koło okna, po środku Pepper i ja. Lot będzie trwał około pięciu godzin, według naszego czasu będziemy tam o wpół do drugiej w nocy, a według nich dwie godziny wcześniej. Po godzinie lotu byłem już ledwo żywy, a nie chciałem spać. Pepper spała na moim ramieniu, a Rhodey zasnął oparty o okno samolotu, a ja czuwałem.

~~~~Perspektywa Gena~~~~

Rozgryzłem labirynt i przeszedłem już do szesnastego wymiaru, jeszcze cztery i będę w domu. Nic mnie już nie powstrzyma, zgładzę Iron Mana i Księżną Makluan. Będę najpotężniejszy na całym świecie, wprowadzę nową monarchię, wszyscy będą mi posłuszni, a każdy kto mi się sprzeciwi zginie marnie. Ale opanowanie świata mi nie wystarczy, opanuję także wszechświaty, upadłe anioły i wszystkie inne demony staną się moimi sługami. Mam trzy pierścienie i ta cała księżna też, chyba, że zdobyła ich już więcej, ale to i tak nic nie zmienia, bo je odzyskam. Szedłem przez szesnasty wymiar, wymiar Miasto Kości, naprawdę ohydne miejsce, nie dość, że śmierdzi śmiercią to na każdym kroku pod moimi nogami chrupią kości, a nie spałem już przez sześć dni i padam z nóg, ale nie poddam się zmęczeniu, ja muszę wypełnić przeznaczenie.

>>>>.....<<<<<

Koniec rozdziału 22. Mam nadzieję, że was nie nudzę i czekam na komentarze pod postem :).

Kolejny post w czwartek :)

Jak masz pytanie to napisz w komentarzu lub wyślij email :)