Muzyka

wtorek, 3 listopada 2015

(Bonus xD) Fragmenty pieśni o sobie zakreślone przez Pepper

Z drzwi powyrywajcie zamki !
Drzwi same wyrwijcie z futryn !

Nie będziesz więcej brał rzeczy z drugiej i trzeciej ręki, nie będziesz patrzył oczami zmarłych, ani karmił się widmami z książek.

Zawsze w drodze, zawsze na szlaku [...]

Wszystko pędzi przed siebie, nic nie ginie,
A umrzeć jest czymś innym niż można by  sądzić, i lepszym.

Jeśli nikt na całym świecie nie wie o moim istnieniu-jestem zadowolony,
I jeśli każdy i wszyscy wiedzą o mnie-jestem zadowolony

Zapisuję się w spadku ziemi, by wyrosnąć z trawy,  którą kocham,
Jeśli zatęsknicie za mną, szukajcie mnie pod podeszwą buta.

Ledwie będziecie widzieć, kim jestem i co oznaczam,
Ale i tak będę wam niósł zdrowie,
Będę filtrem i fibrem waszej krwi.

Nie uda się mnie chwycić za pierwszym razem - nie traćcie otuchy,
Nie znajdziecie mnie w jednym miejscu - szukajcie w innym,
Gdzieś się zatrzymam, czekając na was.

Dziecko spadło:" Co to jest trawa ?" przynosząc mi pełne jej garście;
Co mogłem odpowiedzieć dziecku ? Przecież nie wiem więcej niż  ono.
 Myślę, że to chorągiew moich uczuć utkana z ufnej zieleni.

Albo myślę, że to chusteczka Pana Boga,
Pachnący dar i pamiątka upuszczona umyślnie


Albo  myślę, że trawa sama jest dzieckiem [...]

Albo myślę, że to wciąż ten sam hieroglif,
Który znaczy: Kiełkując w wielkich krajach i  małych,
Rosnąć pośród białych ludów i czarnych, [...]

Teraz wydaje mi  się, że to  piękny, niestrzyżony włos mogił.

" Ludzie mówią, że przyjaciele nie niszczą się nawzajem. Cóż oni wiedzą o przyjaciołach ?"

*** Opowiadanie z okazji 1000 wyświetleń na blogu. Bardzo się cieszę z tego powodu, więc myślę, że spodoba wam się :) ***


~~~~Perspektywa Gena~~~~

Pepper i ja mieliśmy już po dziewięć lat. Nasi rodzice się przyjaźnili, więc czasami bawiliśmy się razem i wyjeżdżaliśmy na rowerach poza ślepe uliczki aż do samego Parku Jeffersona , którym było nasze osiedle. Za każdym razem, kiedy słyszałem, że za chwilę ma przyjść Pepper, stawałem się jednym wielkim kłębkiem nerwów, ponieważ była to najbardziej niesamowita i zachwycająca istota, jaką stworzył Bóg. Tamtego ranka na sobie jeansy i różowy T-shirt, na którym widniał zielony smok ziejący ogniem pomarańczowego brokatu. Nie sposób wyjaśnić, jak fantastyczny wydawał mi się wtedy ów T-shirt. Pepper jak zwykle pedałowała na stojąco, prostując ręce w łokciach i pochylając się nad kierownicą roweru, a jej fioletowe tenisówki rozmywały się w koliste plamy. Był gorący, parny marcowy dzień. Niebo było bezchmurne, ale powietrze miało cierpki smak, jakby zbierało się na burzę. W tamtym czasie miałem się za wynalazcę, więc kiedy tylko założyliśmy blokady na rowery i rozpoczęliśmy nasz krótki spacer przez park w stronę placu zabaw, opowiedziałem Pepper o moim pomyśle na wynalazek, który nazwałem pierścieniarka. Pierścianiarka miała być gigantyczną armatą wystrzeliwującą na bardzo bliską orbitę wielkie kolorowe kamienie, które tworzyłyby wokół Ziemi pierścienie podobne do tych, jakie ma Saturn. ( Nadal uważam, że to świetny pomysł, ale okazuje się, że zbudowanie armaty zdolnej wystrzeliwać kamienne bryły na bliską orbitę jest dość skomplikowane). Byłem w tym parku już tyle razy, że w pamięci miałem wyrytą jego mapę, wystarczyło więc zaledwie kilka kroków, abym poczuł, że porządek owego świata został zaburzony, chociaż nie od razu potrafiłem stwierdzić, co się zmieniło.

- Gene-cichym, spokojnym głosem odezwała się Pepper

Wskazywała na coś. Dopiero wtedy zorientowałem się, gdzie zaszła zmiana. Kilka metrów przed nami rósł dąb, Gruby, sękaty i wyglądający na wiekowy- to nie było nowe. Po naszej prawej stronie znajdował się plac zabaw- i to też nie było nic nowego. Lecz oto pień dębu bezwładnie opierał się ubrany w szary garnitur mężczyzna. Nie ruszał się. Oto co było nowe. Otaczał go krąg krwi, której zaschnięty strumień wypływał mu z ust. Usta zaś miał otwarte w nienaturalny dla ust sposób. Jego blade czoło obsiadały muchy.

-Nie żyje- oznajmiła Pepper, jakbym sam nie potrafił tego stwierdzić. Zrobiłem dwa kroki w tył. Pamiętam, iż wydawało mi się wtedy, że jeśli wykonam jakiś nagły ruch, mężczyzna może się ocknąć i rzucić na mnie. To mógł być zombie. Wiedziałem, że zombie nie istnieją, ale on z pewnością wyglądał jak zombie. Podczas gdy ja robiłem dwa kroki w tył, Pepper zrobiła dwa równie małe i bezgłośne kroki w przód.

- Ma otwarte oczy-stwierdziła.
-Musimy iść do domu-wymamrotałem.
-Myślałam, że kiedy się umiera, zamyka się oczy.
-Pepper musimy iść do domu i komuś powiedzieć.

Postąpiła jeszcze o krok. Była teraz na tyle blisko, że gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby dotknąć stopy mężczyzny.

-Jak myślisz co mu się stało ?-zapytała-Może to narkotyki albo coś takiego.

Nie chciałem zostawiać Pepper samej z martwym facetem, który mógłby się okazać atakującym zombie, jednak nie miałem również ochoty tkwić w miejscu i dyskutować o okolicznościach jego zgonu. Zebrałem się więc na odwagę, zbliżyłem się do Pepper i złapałem ją za rękę.

-Pepper, musimy natychmiast iść do domu !
-Okej, dobra.

Puściliśmy się biegiem w stronę naszych rowerów i poczułem jak serce podchodzi mi do gardła, zupełnie jakby działo się coś ekscytującego, mimo iż wcale tak nie było. Wsiedliśmy na rowery i puściłem Pepper przodem, ponieważ płakałem, a nie chciałem , żeby to zobaczyła. Na podeszwach jaj fioletowych tenisówek ujrzałem krew. Jego krew. Krew martwego faceta. Chwile później byliśmy już z powrotem w swoich domach. Moi rodzice zadzwonili na 911, a kiedy w oddali usłyszałem syreny, chciałem iść zobaczyć wozy policyjne, ale mama mi nie pozwoliła. Potem się zdrzemnąłem. Moja mama jest terapeutką, co oznacza, że jestem naprawdę cholernie przygotowany do życia. Kiedy się więc obudziłem z drzemki, odbyłem z mamą długą rozmowę o cyklu życia i o tym że śmierć jest jego częścią, ale nie częścią, którą powinienem jakoś szczególnie zaprzątać sobie głowę w wieku dziewięciu lat, i poczułem się lepiej. Szczerze mówiąc, nigdy się tą sytuacją nie przejąłem. O czymś to świadczy, jako że miewam skłonność do notorycznego przejmowania się. No bo co: znalazłem martwego faceta. Mały, rozkoszny dziewięcioletni ja i moja jeszcze mniejsza, i jeszcze bardziej rozkoszna koleżanka z podwórka znaleźliśmy mężczyznę, z którego ust lała się krew, i ta krew była na jej małych, rozkosznych tenisówkach, kiedy wracaliśmy rowerami do domu. Wszystko to bardzo dramatycznie i w ogóle, ale co z tego ? Nie znałem tego faceta. Do cholery, ludzie których nie znam, umierają przez cały czas. Gdybym miał przechodzić załamanie nerwowe za każdym razem, kiedy na świecie wydarza się coś okropnego , byłbym bardziej szurnięty niż wściekły makaka. Tamtego wieczoru o dziewiątej poszedłem do swojego pokoju, bo dziewiąta była godziną, o której powinienem być już w łóżku . Mama otuliła mnie kołdrą, powiedziała, że mnie kocha, a ja jej powiedziałem " Do zobaczenie jutro", a ona odpowiedziała :"Do zobaczenia jutro", a potem zgasiła światło i prawie zamknęła za sobą drzwi. Kiedy odwróciłem się na bok, zobaczyłem Pepper Potts stojącą po drugiej stronie okna z twarzą niemal wciśnięta w okienną moskitierę. Wstałem i otworzyłem okno, ale siatka wciąż tkwiła między nami, pikselizując jej twarz.

-Przeprowadziłam śledztwo- oświadczyła dość poważnym tonem. Nawet z bliska siatka rozmazywała jej twarz, ale zdołałem dostrzec, że Pepper trzymała w ręku mały notes i ołówek ze śladami zębów wokół gumki. Spojrzała w dół na swoje notatki - Pani Collman z Jefferson Count powiedziała mi, że facet nazywa się Mark Bettens i mieszkał na Jefferson Road w jednym z tych mnieszkań nad sklepem spożywczym, więc tam poszłam i zobaczyłam tam kilku policjantów , i jeden z nich zapytał mnie, czy pracuję dla szkolnej gazety, a ja powiedziałam, że nasza szkoła nie ma gazety, a on na to, że skoro nie jestem dziennikarką to odpowie na moje pytania. Powiedział mi, że Mark Bettens miał trzydzieści sześć lat. Był prawnikiem. Nie chcieli wpuścić mnie do jego mieszkania, ale drzwi w drzwi z nim mieszkała kobieta o nazwisku Anita Alvays, więc do niej poszłam i zapytałam, czy mogłabym pożyczyć szklankę cukru, a ona zaraz mi powiedziała, że Mark Bettens zastrzelił się z pistoletu. Wtedy zapytałam ją, dlaczego to zrobił, a ona na to, że się rozwodził i był z tego powodu smutny. Tu Margo zmilkła, a ja tylko na nią patrzyłem, na jej szarą twarz, rozświetloną przez księżyc i podzieloną przez splot siatki na tysiąc małych kawałków. jej szeroko otwarte, okrągłe oczy przeskakiwały znad notesu na mnie i z powrotem.

-Mnóstwo ludzi się rozwodzi i się nie zabija-skomentowałem
-Wiem-odparła podekscytowanym głosem- to samo powiedziałam Anicie Alvays. Ale wtedy ona powiedziała...-Pepper przerzuciła kartkę -... powiedziała, że pan Bettens był zgnębiony. Zapytałam co to znaczy, a ona odparła tylko, że powinniśmy się za niego modlić i żebym zaniosła mamie cukier, a ja powiedziałam " nieważne" i wyszłam.

I tym razem nie odezwałem się od razu. Chciałem tylko, aby nie przestawał mówić-ten cichy głos napięty z podniecenia bliskim odkryciem czegoś dawał mi poczucie, że właśnie przydarza mi się coś ważnego.

-Myślę, że chyba wiem dlaczego- powiedział Pepper
-Dlaczego?
-Może popękały w nim wszystkie struny.

Usiłując wymyślić jakąś odpowiedź, wyciągnąłem rękę, nacisnąłem blokadę na dzielącej nas moskitierze i ściągnąłem ją z okna. Postawiłem siatkę na podłodze, ale Pepper nie dała mi szansy powiedzenia czegokolwiek. Zanim zdążyłem z powrotem usiąść, uniosła twarz w moją stronę i szepnęła :

-Zamknij okno.

Więc je zamknąłem. Myślałem, że Pepper odejdzie, lecz ona wciąż stała w tym samym miejscu i tylko na mnie patrzyła. Pomachałem do niej i uśmiechnąłem się, ale jej oczy zdawały się utkwione w czymś za moimi plecami, czymś potwornym, co sprawiło, że z twarzy odpłynęła jej krew, ja zaś zbytnio bałem się, żeby się obejrzeć. Jednak za moimi plecami niczego rzecz jasna nie było-no, może prócz tego martwego faceta. Przestałem machać. Moja głowa znajdowała się teraz na wysokości głowy Pepper i wpatrywaliśmy się w siebie z przeciwległych stron szyb. Nie pamiętam jak to się skończyło - czy ja poszedłem do łóżka, czy ona odeszła. W moich wspomnieniach ta scena nie ma końca. Trwamy tak, na zawsze wpatrzeni w siebie.

Pepper zawsze kochała tajemnice. W obliczu wydarzeń, które nastąpiły potem, nigdy nie opuszczała mnie myśl, że kocha je tak bardzo, że sama stała się tajemnicą.