Muzyka

piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 30: Polegli



~~~~Perspektywa Tonego~~~~

Wskaźniki w zbroi coraz bardziej wychodziły poza normy, a ich ataki nie ustawały, a wręcz przeciwnie stawały się coraz silniejsze. Czułem, że jeszcze bardziej opadam z sił.

<Poziom mocy spada poniżej normy. Odradzana jest dalsza walka>

Tony: Komputer cała moc do pola siłowego

<Nie polecam>

Tony: Wykonaj... Już !!

Udało mi się wydostać, ale nie mogłem nawet utrzymać się na nogach. Widziałem jak na miejsce przyjeżdża policja. Wszyscy szybko się zmyli, a ja chcąc odlecieć upadłem. Czułem coraz większy i promieniujący ból w klatce piersiowej i opadłem na ziemię. Zamglonym wzrokiem widziałem jak ktoś do mnie podbiega, a dalej ??
Dalej tylko ciemność.

~~~~Perspektywa Gena~~~~

Gene: Dalej moi sprzymierzeńcy zacznijmy walkę o wolność. Uwolnimy się stąd i podbijemy ludzki świat ! Do ataku

Zaczęliśmy walkę z Bogiem Śmierci, już tylko on stał mi na drodze do zemsty na tym zakłutym łbie. Coraz więcej moich sprzymierzeńców ginęło, a nie zadało mu nawet najmniejszej rany. Rozkazałem silniejszym demonom go atakować naraz ze wszystkich sił, ale on wytworzył wokół siebie niebieski płomień i spalił każdego. Po kolei wiedziałem jak giną, a ja się przyglądałem.

Gene: Durne demony nie umieją walczyć, a głupiego człowieka to w chwilę ci opętają

Przypadkowa dusza: Nie mamy z nim szans. On rządzi tym wymiarem

Gene: Nie denerwuj mnie, durna tylko masz odciągnąć jego uwagę, a ja go zaatakuje i wam pokaże, że jakbym chciał to sam bym go pokonał.

Przypadkowa dusza: To po co prosiłeś o pomoc nas ?!

Gene: Pozwoliłem ci zadawać zbędne pytania ?! I nie takim tonem

Pognała do przodu, a ja zacząłem skradać się od tyłu do mojego celu. Bóg zaczął atakować przynętę więc przeszedłem do ataku. Byłem tuż na nim i już miałem wykonać cięci, gdy zostałem odrzucony do tyłu i walnąłem o jakąś skałę. Mimo wielkiego bólu postanowiłem powstać i jeszcze raz zaatakować, tym razem musi mi się udać. On nie może być silniejszy ode mnie. Chciałem użyć pierścienia, ale przypomniała mi się sytuacja ze ścianą. Tym razem zostałem przez niego sprowadzony do parteru. Zdołałem się uwolnić, lecz rzucił we mnie swoimi kolcami, które przeszły przeze mnie i zbroję. Czułem ogromny ból, nie tylko fizyczny, ale także mentalny. W mojej głowie wyświetlały mi się momenty mojego życia, wytykając moje błędy. Czułem, że to mój koniec, ale żeby zginąć tak haniebnie...

~~~~Perspektywa Pepper~~~~

Ogarniało mnie jakieś dziwne uczucie, jakby coś miało zaraz się wydarzyć. Wzięłam do ręki telefon by sprawdzić, która jest godzina. Zobaczyłam jakieś dwa komunikaty.

<Komunikat 1: Zbroja Mark II poważnie uszkodzona. Stan: Nie do użytku>
<Komunikat 2: Zbroja Mark II została pozbawiona zasilania. Użytkownik: Zalecana konsultacja z lekarzem>

No i wykrakałam. Wzięłam swoje rzeczy i wybiegłam z domu próbując dodzwonić się do Tonego, ale nie odbierał. Dobra Rhodes w tobie nadzieja. Jeden sygnał, drugi.

James: Pepper ?!

Pepper: Gdzie jesteś ?

James: Właśnie przyjechałem do szpitala, bo

Pepper: Bo Tony w nim jest

James: Tak, właśnie. Skąd wiesz

Pepper: Tony, zbrojownia, telefon, komunikaty, a ty ?

James: Numer pierwszego kontaktu

Pepper: Aha

Biegłam ile sił do szpitala, nie raz potykając się o własne nogi i prawie wywalając. Po piętnastu minutach byłam na miejscu podbiegłam do recepcji.

Pepper: Anthony Edward Stark

P. z recepcji: Z rodziny ?

Pepper: Narzeczona

P. z recepcji: Sala nr. 320, drugie piętro

Pepper: Dziękuje

Pobiegłam szybko do sali, a na korytarzu spostrzegłam Rhodeyego. Chciałam, go ochrzanić, że Tony leży, a on sobie tak beztrosko łazi po korytarzu zamiast przy nim być. Już otwierałam buzię...

James: Z Tonym wszystko dobrze, ma tylko kilka siniaków, jak chcesz możesz wejść

Pepper: A żebyś wiedział, że wejdę

Chciałam chwycić już za klamkę, ale ogarnęło mnie jeszcze dziwniejsze uczucie.

James: Czemu się wahasz ?

Pepper: Mam jakieś złe przeczucia

James: Przecież lekarz mi powiedział, że wszystko dobrze i tylko jest nie przytomny

Pepper: No to...okej

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Tonego podłączonego do maszyn monitorujących. Podeszłam bliżej i siadłam na krześle.

Pepper: Wiesz, że jesteś największym durniem jakiego znam ?

James: Też tak sądzę

Pepper: Ja chyba przez niego niedługo zawału dostanę, ale cieszę się, że żyje

James: Kochasz go ?

Pepper: Tak, mimo, że czasem mam ochotę go zabić

James: Ja też

Pepper: Co ?! Też go kochasz ?! Czyż byś był gejem ?!

James: Co ?! Co ty wygadujesz ?!

Pepper: Och powiem Olivii !!

James: Ja mówię, że też się cieszę, że żyje

Pepper: No okej, tylko sobie żartowałam

James: A ty nie miałaś być u Whitney ?

Pepper: Byłam i to był pierwszy i ostatni raz. Jej dom wygląda jak by jednorożec tam się zrzygał

James: Hahahaha

*************3 godziny później************

James: Pepper idź już do domu. Jest już prawie 5

Pepper: Nie. Muszę wiedzieć, że z Tonym jest dobrze

James: Będę dzwonić jak coś będzie się działo

Pepper: Dobra, no to idę, ale pewnie sama wcześniej tu wrócę

Miałam już wychodzić z sali, gdy usłyszałam pisk maszyn. Spojrzałam do tyłu, a na monitorze pojawiła się ciągłą linia

Pepper: Tony !! Tony !!

James: Szybko biegnij po lekarza

Wybiegłam na korytarz

Pepper: Potrzebny lekarz !

Przybiegłam z doktorką, a ta zaczęła sprawdzać wszystko po kolei

Anna: Musimy szybko zabrać na sale operacyjną

Pepper: Co się dzieje ?

Anna: Później wszystko wyjaśnię

Wywieźli go z sali i szybko zabrali na salę operacyjną, a nam kazali czekać....

Jedna godzina...

Druga godzina...

Trzecia godzina...

Cały czas wszyscy się zmieniali, coś przynosili, coś wynosili, a mi żołądek podchodził do gardła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz